wtorek, 27 grudnia 2016

Rozdział 8

Wielka Sala wyglądała wspaniale, a Hermiona, choć zmęczona, była z siebie niesamowicie zadowolona. Efekt wyszedł dokładnie taki, jak tego oczekiwała.
Zamiast czterech, długich stołów porozstawiała mniejsze, sześcioosobowe stoliki. W miejscu, gdzie dotychczas zasiadali nauczyciele utworzyła scenę przeznaczoną dla legendarnego już zespołu, Fatalnych Jędz, zaś na środku pomieszczenia zrobiła parkiet dla tańczących.
            Zerknęła na sufit, mieniący się milionem gwiazd. Między nimi unosiły się, lekko falując, dynie i świeczki. Ze ścian zwisały magiczne serpentyny, mieniące się kolorami wszystkich czterech domów, a w co mroczniejszych zakątkach poustawiała mroczne postacie, kościotrupy, które samym widokiem wzbudzały dreszcz ekscytacji. Przygaszone świece nadawały aurę tajemniczości, a ogromna kula dyskotekowa, wyglądem przypominająca złowieszczą dynię, wisiała w samym sercu Wielkiej Sali.
            Uśmiechnęła się do siebie, oddychając z ulgą i marząc jedynie o gorącej kąpieli, lampce wina i wygodnym łóżku. Bycie singlem miało swoje plusy. Żadnych zobowiązań, żadnych zmartwień i problemów. Z drugiej jednak strony, powoli wkraczała w taki wiek, że pragnęła założyć rodzinę, mieć męża i dzieci, jak większość jej rówieśników. Często im zazdrościła. Nawet Harry i Ginny dorobili się już prawie trójki dzieci. Jedynie Ron wciąż wyglądał, jakby leczył rany po ich rozstaniu. Tak, to z pewnością nie było przyjemne. Dziwiła się, że wciąż nie znalazł sobie kobiety. Było wiele dziewczyn, którym się podobał. Jednak na pewno nie była jedną z nich. Miała dziwną słabość do tajemniczych i mrocznych mężczyzn. I czasami to ją przerażało, bo była pewna, że nic dobrego nie może z tego wyniknąć.

           Severus czytał książkę, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Merlin go chyba nienawidził, nasyłając na niego wszystkich. Najpierw był Draco, po nim przyszła Minerwa, a na końcu Poppy, wręczając mu listę potrzebnych eliksirów.
           – Kogo diabli niosą? – mruknął pod nosem, niechętnie podnosząc się z fotela i odkładając koc.
          Po otworzeniu drzwi poczuł natychmiastową potrzebę ich zatrzaśnięcia, ale nieśmiały – tak, nieśmiały! – uśmiech panny Granger go powstrzymał. Wykrzywił usta w swoim standardowym grymasie, rzucając jej firmowe spojrzenie.
            – Twoje gniazdo aż tak zasłania ci widok, że zgubiłaś drogę do swoich komnat? – sarknął.
            – Ależ skąd, Severusie. Stwierdziłam, że nietoperze są czasami zbyt samotne. Zwłaszcza te w lochach.
           Posłała mu tak słodki uśmieszek, że skrzywił się, przewracając teatralnie oczami. Mistrzowsko opanowana mimika twarzy. Zaśmiała się cicho.
            – Do rzeczy, panno Granger. Nie mam całej nocy na stanie w drzwiach.
            – To może mnie zaprosisz do środka, panie Snape? – zapytała, mrużąc oczy.
         – Nie przypuszczałem, że jesteś aż tak… otwarta. Jeśli się dobrze orientuję, zaczyna się od randek.
            Zaczerwieniła się mocno i odwróciła wzrok, błądząc nim po podłodze.
            – Żartowałem.
            – Któżby pomyślał… Severus Snape, Naczelny Postrach Hogwartu, żartuje. Niespodziewane.
            – Skończ tę dziecinadę i mów, po co przyszłaś.
            – Mogę wejść? Obiecuję, że zajmę tylko moment.
            – Jak sobie chcesz – westchnął, przepuszczając ją w drzwiach i… podstawiając nogę. Kobieta potknęła się i niemal wylądowała na podłodze, ale Snape chwycił jej ramię w ostatniej chwili. – Patrz, jak chodzisz.
          Posłał jej paskudny uśmieszek. Wyrwała rękę z jego uścisku, rzucając wzrokiem błyskawice pod jego adresem i złorzecząc cicho pod nosem.
            – Im starszy, tym głupszy.
            – Co tam mówisz?
            – Że tłuste włosy zatykają ci uszy.
      Spodziewała się jakiejś ciętej riposty, po której zabrakłoby jej słów, tymczasem Severus zaskoczył ją całkowicie, kiedy wybuchnął tak głośnym śmiechem, jakiego jeszcze w życiu nie słyszała. Otworzyła szerzej oczy, zaskoczona tym nagłym napadem wesołości, po czym zaczęła chichotać. Kiedy skończył, otarł łzy radości, na powrót zakładając maskę obojętności, ale jego oczy wciąż świeciły tą radością, zdradzając, co przed chwilą miało miejsce.
            – No dobrze, panno Granger. Już wystarczająco dużo czasu straciliśmy na kretyństwa. Czego ode mnie chcesz? – odezwał się po krótkiej chwili milczenia. Zapewne musiał odzyskać pełną kontrolę nad głosem, bo brzmiał chłodno i oficjalnie.
            – Chciałam… podziękować.
            Uniósł brew, co według Hermiony wyglądało naprawdę niesamowicie i tak bardzo do niego pasowało.
            – Chodzi o te eliksiry dla George’a. I przepraszam, że się wtedy włamałam do składziku, ale to było pilne, sam rozumiesz. On potrzebował kolejnej dawki, a ty… no chyba niezbyt byłeś w stanie mi pomóc – mówiła, a język jej się zaczynał plątać.
          – Wystarczyło mi podać eliksir – mruknął, czując zawstydzenie i obrzydzenie do samego siebie. Nie znosił, gdy ktokolwiek oglądał go w takim stanie. Jeszcze bardziej przypominało mu to o ojcu, o potworze, który go wychował na jeszcze większą bestię.
            – Nie myślałam jasno w tamtej chwili. Liczyło się tylko podanie lekarstwa na czas. Także jeszcze raz przepraszam i dziękuję.
            Nagle Hermiona przybliżyła się i przytuliła mężczyznę, zaskakując tym nie tylko siebie, ale przede wszystkim jego. Stał sztywno, spoglądając na tulącą się do niego kobietę i przeklinając w myślach Merlina na wszelkie możliwe sposoby. Poklepał ją taktownie po ramieniu, a kiedy się odsunęła, poczuł pustkę. Nienawidził się w tamtej chwili. Nie powinien tego czuć. Nie powinien czuć czegokolwiek.
            – Dobranoc, profesorze Snape – powiedziała cicho i nawet na niego nie spoglądając, szybko wyszła. Uciekła. A czego ty się spodziewałeś, głupcze? Że rzuci ci się z radością w ramiona? Jesteś paskudny, obrzydliwy i stary. Ona cię nie lubi, bo zachowujesz się jak skończony kretyn. Chciała ci tylko podziękować. Jesteś gorszy niż opanowany hormonami nastolatek.
            Uderzył wściekle w kamienną ścianę i warknął z bólu. Tak będzie lepiej.
          Hermiona niemal biegła, przemierzając mroczne korytarze Hogwartu. Nie pokwapiła się nawet, by sprawdzić, czy wszyscy uczniowie znajdują się już w swoich pokojach. Chciała jedynie znaleźć się jak najszybciej w komnatach, by ukryć się przed całym światem. Jej policzki niemiłosiernie paliły.
          – Jesteś kretynką, Granger – warknęła, wściekle zatrzaskując za sobą drzwi. Oparła się o ścianę, powoli osuwając się na podłogę. Była zła, była wkurzona na samą siebie i na to, co zrobiła. Nie powinna. Zdawała sobie sprawę, że to było idiotyczne, ale… Nie mogła pozbyć się tego przyjemnego wrażenia, które jedynie pogłębiało jej irytację.
            Westchnęła ciężko, chowając czerwoną twarz – zarówno z rozwścieczenia, jak i zawstydzenia – w dłoniach. Jej zachowanie było nieodpowiedzialne i skrajnie niewłaściwe. Ciekawe, co Snape musiał sobie o niej pomyśleć… Z pewnością nie było to nic przyjemnego. Co ją jednak skusiło, żeby tak postąpić? Tego nie wiedziała i nie potrafiła wyjaśnić. Severus powiedziałby pewnie, że jest głupią dziewuchą, ma się wynosić i nie zawracać mu więcej głowy melodramatycznymi bzdurami. Hermiona jednak, wbrew gryfońskiej naturze, nie była zbyt sentymentalna.

       Obawiała się kolejnego dnia i spotkania z Snapem, bo nie miała żadnych wątpliwości, że zobaczy go na śniadaniu. Na domiar złego, musiała siedzieć obok niego. Postanowiła jednak, że nie będzie tchórzyć i z pełną godnością pójdzie na poranny posiłek w Wielkiej Sali. W końcu nie bez powodu była w Gryffindorze. A to do czegoś zobowiązuje.
            Założyła swoją ciemnozieloną szatę i opuściła komnaty, unosząc dumnie głowę. Po drodze do Sali zdążyła odjąć łącznie 70 punktów, każdemu z domów, za obściskiwanie się na korytarzach.
            Kiedy weszła do pomieszczenia, dostrzegła zachwyt na twarzach wszystkich obecnych, który został wywołany wystrojem Wielkiej Sali. Uśmiechnęła się pod nosem, niesamowicie zadowolona. Taka reakcja bardzo jej schlebiała.
         – Fantastyczna robota, Hermiono! – powiedziała McGonagall, siedząca przy jednym ze stolików dla nauczycieli. Obok niej spoczywał ponury Mistrz Eliksirów, mrucząc coś pod nosem. – Severus także jest zachwycony, prawda Severusie?
            Mężczyzna skrzywił się i posłał Dyrektorce zabójcze spojrzenie, które powodowało palpitację serca u uczniów. Hermiona przyznała w duchu, że kiedyś także robiło to na niej duże wrażenie. Teraz jednak zaśmiała się cicho i usiadła obok Minerwy.
            – Hermiono, moja droga, muszę przyznać, że masz świetną szatę.
        Dopiero wtedy Snape zmierzył wzrokiem dziewczynę, patrząc na nią dziwnie. Poczuła się nieswojo, ale nie dała tego po sobie poznać.
            – Dziękuję, Minerwo. Jedna z nowszych kolekcji, a i kolor dobrze do mnie pasuje.
       Posłała Severusowi krzywy uśmieszek, a z McGonagall wymieniła porozumiewawcze spojrzenie.
            – Severusie, za kogo przebierzesz się na dzisiejszy bal? – zapytała starsza czarownica.
            – Za wampira – warknął, a jego mina wyraźnie wskazywała na to, że ma serdecznie dość tej rozmowy.
            – Chyba nie musisz. I tak wyglądasz jak wampir – powiedziała Hermiona.
          – Dziękuję, panno Granger. Schlebia mi pani – odparł, patrząc jej głęboko w oczy. Szukał oznak zawstydzenia po wczorajszej akcji, ale oprócz lekkiego rumieńca nie dała po sobie niczego poznać. Doskonale się maskowała, to musiał jej przyznać.
            – A ty, Hermiono? Masz jakiś pomysł?
         – Och, tak. Zastanawiałam się, czy nie zaczarować swoich szat, by wyglądały jak skrzydła nietoperza. Chciałam dotrzymać towarzystwa naszemu uroczemu Mistrzowi, ale skoro on przebiera się za wampira… Najwyraźniej będę musiała zmienić swoje plany.
            Snape obrzucił ją morderczym wzrokiem, po czym wstał i opuścił Wielką Salę.
            – Chyba się obraził – zachichotała kobieta, a Minerwa jej zawtórowała.
            – Nie wie, co traci. Hermiono… Jak układają się obecnie wasze stosunki?
        – No cóż… Sama wiesz, że Severus jest dość specyficzną osobą. Ciężko go rozszyfrować. Jednym razem jest całkiem znośny, można z nim normalnie porozmawiać, a za chwilę robi dziecinne przytyki. Z mojej perspektywy, jest chyba lepiej. Rozmawialiśmy ostatnio… I wydaje mi się, że doszliśmy do jakiegoś porozumienia – wyjaśniła Granger, mając wrażenie, że jej twarz się czerwieni. – Pójdę już. Mam jeszcze trochę pracy.
            – Oczywiście, moja droga. Do wieczora.

            Severus, znalazłszy się w swoich komnatach, natychmiast skierował się do łazienki. Musi coś zrobić. Musi coś ze sobą zrobić. Spojrzał na lustro i skrzywił się. Z tak paskudnym wyglądem niewiele można zdziałać. Wcale się nie dziwił, że żadna kobieta nawet nie chciała na niego spojrzeć. To było dość przykre i zapewne stało się jednym z głównych powodów jego zgorzknienia. Miał czterdzieści sześć lat i wciąż był kawalerem, żył w celibacie i nie posiadał żadnego potomka. Chociaż pragnął coś z tym zrobić, nie potrafił. Żaden był z niego romantyk, a kobiety takich właśnie mężczyzn lubiły. Nie znał się na tych wszystkich bzdurach, bo tak właściwie nigdy się nie starał o względy jakiejkolwiek niewiasty. Przerażał go fakt, iż zostałby odrzucony.
         Sięgnął po czarną wstążkę, którą czasami wiązał włosy, aby nie przeszkadzały mu podczas warzenia. Ich długość pozostawiała wiele do życzenia, ale nie lubił ich ścinać. Co najwyżej podciąć końcówki, ale nigdy obciąć. Były dla niego zasłoną przed całym światem. Chroniły go i wolał, by tak pozostało. Związane włosy uwydatniały jego i tak już widoczne kości policzkowe. Zauważył, że tak wygląda o wiele lepiej. Tak… To chyba dobry pomysł, by pójść tak na dzisiejszy bal. Być może znajdzie się ktoś, kto zechce poświęcić mu chociaż jeden taniec. Miał nadzieję, że nie będzie miała nic przeciwko, kiedy ją poprosi. Zależało mu na tym, sam nie wiedział dlaczego. Z wielkim zażenowaniem musiał przyznać sam przed sobą, że podobała mu się. Zwłaszcza jej gęste, puszyste włosy… 

*
Mam nadzieję, że te święta spędziliście naprawdę radośnie, w gronie najbliższych. No i że nie brakowało prezentów ;) Rozdział zamierzałam dodać przed Wigilią, ale było mnóstwo pracy i nawet kijem od miotły nie tknęłam laptopa. Podczas trwania świąt byłam w rozjazdach i dopiero dziś znalazłam trochę wolnego czasu. 
Jako że wielkimi krokami zbliża się Nowy Rok, a rozdział pojawi się dopiero w połowie stycznia (najwcześniej), chciałabym życzyć Wam, ale także sobie, aby był on znacznie lepszy i bardziej przełomowy, byście wytrwali w swoich postanowieniach i spełnili najskrytsze marzenia. Wszystkiego co najlepsze, kochani <3